Skip to content

Powód do życia

Oto historia, którą pan Shigeki Shibata, twórca organizacji non-profit „Nijiiro Crayons” („Tęczowe Kredki”), opowiedział panu Chihiro Tachibana, administratorowi strony internetowej „Nijiiro Crayons”. Potoczny i nieco chaotyczny styl wynika z tego, że była to rozmowa telefoniczna.

3/11/2011

Kiedy nastąpiło trzęsienie ziemi, przebywałem w Centrum Kultury w Ishinomaki, to około 5 minut spacerem od mojego domu. Pracowałem nad metalową plakietką, którą przygotowywałem na warsztaty artystyczne. Tego dnia miałem prowadzić zajęcia w Watanoha, które miały rozpocząć się o godz.16, toteż od samego rana siedziałem nad nią i zamierzałem pracować do godz. 15.

Dochodziła 14:50. Nagle – trzęsienie ziemi.

Zatrzęsło bardzo mocno. Piec do wypalania o temperaturze kilku tysięcy stopni używany do cloisonné (tzw. emaliowanie komórkowe – rodzaj techniki zdobniczej) przewrócił się, a kiedy tylko pomyślałem: „To może wywołać pożar! Muszę odciąć zasilanie!”, piec odłączył się sam. Mnóstwo różnych przedmiotów pospadało na podłogę.

Gdy spojrzałem na zewnątrz, wody rzeki Kitakami na moich oczach zaczęły się cofać. “Niedobrze, niedobrze” – przemknęło mi przez myśl. A moja starsza siostra powiedziała: “Musimy uciekać, musimy uciekać!”. Później spotkaliśmy się w domu.

W domu zastałem mamę przyglądającą się co się dzieje. Pozostawiłem ją z moją siostrą, która miała odprowadzić ją do Szkoły Podstawowej Kadonowaki, ponieważ zdecydowaliśmy, że będziemy ewakuować się właśnie do tego budynku.

Wsiadłem do samochodu i objechałem okolicę, by ostrzegać ludzi, że trzeba uciekać. Po chwili nadjeżdżający z przeciwka samochód dał mi znak światłami. Za samochodem ujrzałem ogromną falę tsunami.

Jechałem wtedy w stronę rzeki. Natychmiast zawróciłem i wrzasnąłem: „Uciekajcie!!”. W pośpiechu odjechałem, by schronić się w szkole. Tuż za mną nadchodziła fala tsunami.

Jechało za mną mnóstwo samochodów, które kierowały się w stronę budynku szkoły. Pozostawiono je później na szkolnym boisku. Właśnie od tej strony nadchodziło tsunami… Krzycząc: “Uciekajcie! Uciekajcie!”, biegłem szybciej niż kiedykolwiek w życiu. To, co zbliżało się w naszą stronę, to nie była fala wody. Była to przede wszystkim fala pełna zgliszczy domów i rumowiska.

Blisko sto zmiażdżonych samochodów utknęło pomiędzy naniesionymi przez tsunami gruzami a budynkiem szkoły. Dookoła słychać było wybuchy zniszczonych samochodów, które stawały w płomieniach z powodu wyciekającej benzyny. Pobiegłem schodami znajdującymi się tuż obok budynku. Woda, a raczej gruz wznosił się od parteru aż do pierwszego piętra. Nie byliśmy w stanie przedostać się przez wejście z powodu tych hałd gruzów i samochodów.

Choć uczniowie szkoły Kadonowaki zdążyli już uciec na wzgórze Hiyori, sądziłem jednak, że moja rodzina wciąż przebywała na terenie szkoły. Postanowiłem zatem ratować innych ludzi uwięzionych w budynku.

Wejście zostało całkowicie zablokowane, toteż nikt nie mógł przedostać się do szkoły. Zmiażdżone samochody stawały w płomieniach. Ogień dotarł również i do budynku. Nikt nie mógł się również ze szkoły wydostać. Tuż za budynkiem znajduje się wzgórze, które utworzyło urwisko. Między nim a pierwszym piętrem budynku powstała jednometrowa luka, a pod spodem zionęła kilkumetrowa przepaść. Młodzi ludzie przeskakiwali na urwisko prosto z okien.

Niestety osoby starsze i słabsze nie były w stanie tego dokonać. Przyniosłem więc jakieś deski znajdujące się w szkole i zbudowałem prowizoryczny mostek. Pomogłem im w ten sposób przedostać się na urwisko.

Na wzgórzu za szkołą znajduje się cmentarz. Jeśli się go przejdzie, można dotrzeć na szczyt wzgórza. Zacząłem biec ze wszystkich sił. Kiedy wybiegłem z cmentarza, udało mi się dotrzeć do schodów prowadzących na szczyt. Było ich około 40-50.

A że w szkole przebywało jeszcze około 50 uwięzionych osób, zawołałem w kierunku młodych osób: “Pomóżcie mi ratować ludzi!”. Mieliśmy zamiar ewakuować ich oczywiście od tylnej strony budynku, ale dla starszych było to zbyt trudne, by przejść przez taką prowizoryczną kładkę. Niektórzy z nich nie byli w stanie chodzić. “Idźcie! Uratujecie się! ” – krzyczałem. Po raz pierwszy zwróciłem się w taki sposób do kogoś starszego.

Ogień szybko rozprzestrzeniał się, a dym wydostawał się ze szkoły.

Ze względu na to, że starzy ludzie nie byli w stanie chodzić, blokowali drogę innym, którzy utknęli za nimi. Jeśli ludzie z przodu nie pośpieszę się i nie wyjdą, jeśli natychmiast się nie ruszą, stojące za nimi osoby nie będą miały szans się stamtąd wydostać! Ponieważ było tam kilka starszych kobiet, które nie mogły iść o własnych siłach, przeniosłem je przez tę prowizoryczną kładkę aż do schodów.

Na szczycie schodów droga prowadzi na wzgórze. Poprosiłem ludzi stojących już na górze, by wnieśli ich na sam szczyt. Wróciłem na dół urwiska, by przenieść resztę osób. Powtarzałem tę trasę wielokrotnie.

Niosłem też osobę, która nieszczęśliwie utknęła pomiędzy samochodem rzuconym przez falę a budynkiem szkoły. Uderzenie było na tyle silne, że jej noga została urwana. Na szczycie wzgórza znajduje się przedszkole, właśnie tam zanosiłem ranne osoby. Ponieważ karetka nie mogła przyjechać, poprosiłem kogoś, by zadzwonił po jakikolwiek samochód. W tym czasie mogliśmy jeszcze korzystać z naszych telefonów komórkowych.

Myślę, że pomogłem co najmniej 10 osobom przenosząc ich na plecach, jedną po drugiej. Tego dnia w Ishinomaki padał śnieg… Udało nam się wynieść z budynku wszystkie osoby. Po jakimś czasie usłyszeliśmy krzyk dochodzący z podwórza szkolnego: „Pomocy!”.

Wspiąłem się na stertę gruzu i krzyknąłem: “Gdzie jesteś ?!”. Usłyszałem: „Tutaj!”. Nie chciałem iść, ale nie było innego sposobu, musiałem to zrobić. Ogień gwałtownie się wzmagał. Nie miałem pojęcia kiedy, ale w każdej chwili mogła nastąpić eksplozja, a mimo to poszedłem ratować tę osobę. W środku zgliszcz ujrzałem starą kobietę. “Mój koc…” – zaczęła prosić. “Ucisz się,” powiedziałem. Uniosłem przemoczoną kobietę i zaniosłem ją w bezpieczne miejsce.

W szkole nie było już żadnych uczniów. Kiedy nie byłem w stanie odnaleźć mojej rodziny, pomyślałem, że mogli nie zdążyć uciec. Nie miałem już żadnej nadziei…

Sądziłem wówczas, że zostałem sam… Że nie mam już rodziny. Nikt nie jest w stanie jej zastąpić, ale wiedziałem, że mogę uratować tu jeszcze wiele osób.

W trakcie wspinaczki po schodach, kiedy zbliżałem się do przedszkola na szczycie wzgórza, usłyszałem krzyk. Poniżej klifu ujrzałem człowieka stojącego na dachu domu, którego fala spychała na inne zmiażdżone domy i gruzy. Płomienie wznosiły się od dołu do góry. Usłyszałem błagalny głos wołający o ratunek. Będąc sam niestety nie mogłem już niczego zrobić.

Krzyknąłem w stronę stojących w pobliżu uratowanych już ludzi o pomoc. Przy wsparciu wielu osób opuściliśmy się na linie, ale ponieważ hol wejściowy zawalił się, nie byliśmy w stanie się tam przedostać. Zeskoczyliśmy więc z urwiska, przeszliśmy przez gruz, i uratowaliśmy człowieka z 1 piętra. Było tam jeszcze około 10 osób zdanych na własne siły.

W końcu, wszyscy zostali uratowani. Nieśliśmy we dwóch również starszą, otyłą kobietę. Po chwili zauważyłem, że moja ręka krwawiła. Musiałem się gdzieś zranić, ale nie czułem żadnego bólu. Jednak nie miałem żadnych wątpliwości, że była to moja krew.

Wszędzie następowały wybuchy i pożary, które błyskawicznie się rozprzestrzeniały. Domy ludzi, których właśnie uratowaliśmy, stanęły w płomieniach.

Przynajmniej pocieszał nas fakt, że nie pozwoliliśmy nikomu umrzeć, tym, których głos wołający o pomoc byliśmy w stanie usłyszeć. Byłem pewien, że było jeszcze wiele ludzi wewnątrz tego ogromnego rumowiska. Z pewnością tam byli.

Ale nie można było niczego zrobić. Starałem się o tym nie myśleć. Po prostu pomagałem innym, którzy byli w pobliżu. Gdyby moja rodzina znajdowała się po drugiej stronie płomieni, wewnątrz tego rumowiska, być może starałbym się tam przedrzeć. Ale nie potrafiłem ratować ludzi, których nie znałem. Po 2-3 godzinach miejsce to było już jedynie morzem ognia.

Zdecydowałem się więc tylko na ratowanie ludzi, których mogłem ocalić. Ale wiem, że w tym morzu płomieni byli ludzie. Na pewno było tam wielu.

Po trwającej około 3 godziny akcji ratowniczej zaczęło się robić się coraz ciemniej. W końcu przybyli strażacy. Ogromnie mi ulżyło, że w tej tragicznej sytuacji moja rola ulegnie zmianie. Po prostu nie byłem w stanie sam przejść przez te zgliszcza tkwiące w morzu ognia i ratować uwięzionych tam ludzi.

Teraz, gdy o tym myślę, przypominam sobie, że kiedy pomagałem walczyć z ogniem, ktoś wyskoczył z tych ogarniętych płomieniami gruzów. Ta osoba wspięła się na dach i umknęła fali tsunami, potem wspięła się znowuż na inną hałdę gruzu i przedostała się do miejsca gdzie staliśmy. Zabrałem go do żeńskiej szkoły średniej w Ishinomaki.

W sekretariacie szkoły mogłem otrzymać jakieś dokładniejsze informacje, zapytałem więc, gdzie są dzieci ze Szkoły Podstawowej Kadonowaki. Dowiedziałem się, że w jakiś sposób udało im się uciec na wzgórze Hiyori. Usłyszawszy to spadł mi kamień z serca, ponieważ obawiałem się, że zostali pochłonięci przez tsunami.

Ale nadal nie wiedziałem, gdzie znajdowała się moja rodzina.

Kiedy skierowałem się do miejsce, gdzie było mniej zniszczeń, usłyszałem ludzi krzyczących: “Chodź, pomóż!”. Wydawało się, że jakaś osoba schroniło się na dachu i utknęła tam, ale niestety sytuacja wyglądała całkiem inaczej.

Kiedy budynek, posiadający jeszcze wszystkie ściany, został zalany przez tsunami, woda napotkawszy opór wyrzuciła ciało na dach. On nie uciekł – był już martwy.

To był mój okulista.

Opuściliśmy ciało na linie, a następnie nieśliśmy je w 6 osób. Ciało było naprawdę ciężkie. Zanieśliśmy je w nierzucające się w oczy miejsce – na pobocze autostrady.

Padał lekki śnieg. “Tak mi przykro, panie doktorze, że w takim miejscu pana umieściłem. Przepraszam, że okryłem pana tym zniszczonym kocem. Przepraszam i za to, że pan moknie.”

Kiedy dołączyłem do dwóch strażaków-wolontariuszy, utworzyliśmy zespół , który udawał się na obchody w celu udzielania wsparcie poszkodowanym. Po obchodzie pozwalano nam na krótkie przerwy w remizie.

Pracowaliśmy w trzyosobowych zespołach, ale trudno mi było taką sytuację dłużej tolerować. Nie chciałem być bowiem utrudnieniem dla zawodowych strażaków w czasie naszych przerw. Na zewnątrz było bardzo zimno i padał śnieg. Strażacy troszczyli się o nas, ustępowali nam miejsca obok pieca, gdzie mogliśmy się ogrzać. Dzielili się nawet z nami ostatnią resztką wody, która im została. Przecież sami musieli być przemarznięci do kości. A my im tylko przeszkadzaliśmy.

Powiedziałem szefowi wolontariatu, co o tym myślę: “Nie mogę tego znieść. Czy nie byłoby lepiej, gdybym zrezygnował z takiej metody współpracy i wrócił do schroniska?”. Niestety, otrzymałem negatywną odpowiedź.

Planowałem stamtąd odejść natychmiast, ale wytrwałem całą noc. Wczesnym rankiem udałem się na wzgórze Hiyori wiedząc, że przebywał tam mój przyjaciel Daichan. Kiedy go odnalazłem, pozwolił mi odpocząć w swoim samochodzie.

Od Daichana dowiedziałem się, że moja rodzina przebywała w domu znajomych w pobliżu Akebono. W jednej chwili kamień spadł mi z serca..

Natychmiast chciałem opuścić wzgórze Hiyori, by spotkać się z rodziną, ale zdałem sobie sprawę, że wzgórze zostało całkowicie otoczone wodą. Woda sięgała chyba do ramion, może w niektórych miejscach do pasa. Przypominało to zamek otoczony fosą. W wodzie było mnóstwo samochodów. Telefony komórkowe przestał działać, więc nie mogłem się z nikim skontaktować, również i z Tokio. Byłem całkowicie odcięty.

Wracałem na wzgórze Hiyori, gdy nagle, tuż przede mną, dostrzegłem moją siostrę idącą wraz z moją siostrzenicą i siostrzeńcem! Wyskoczywszy z samochodu krzyczałem: “Akari!, Yuki!”

Tego ranka udało się całej naszej rodzinie znowu zebrać razem. Czuliśmy się trochę niezręcznie w domu naszych znajomych, którzy udzielili nam schronienia, toteż udaliśmy się do oficjalnie pełniącego rolę schroniska , które mieściło się się w szkole średniej w Ishinomaki.

Kiedy przyjechaliśmy, w schronisku nie było ani jedzenia, ani wody, ale przynajmniej był grzejnik. Jak myślisz, jaką żywność nam dostarczyli pierwszego dnia? Każdy otrzymał jedno ryżowe ciastko. Może było też i kilka butelek wody.

Ale przynajmniej było ciepło, więc wystarczyło, abyśmy poczuli ogromną ulgę. Nie mieliśmy ani kocy, ani czegokolwiek do okrycia, więc po prostu położyliśmy się na podłodze i tak zasnęliśmy. Spędziliśmy noc 12 marca w budynku szkoły średniej.

13 marca otrzymaliśmy błyskawiczne zupki curry. Niestety, nie było żadnej możliwości, by je gdziekolwiek ugotować. Otrzymaliśmy tylko 10 torebek zupy i musieliśmy podzielić je na 200 osób! Rozdzieliłem jedną torebkę na członków mojej rodziny. Dostaliśmy również jakieś przekąski i cukierki, ale w pierwszej kolejności otrzymały je dzieci.

Moja rodzina przygotowywała apteczkę pierwszej pomocy. Znaleźliśmy w niej kilka ciasteczek i czekoladek, więc zdecydowaliśmy, że nie przyjmiemy rozdawanych przekąsek i słodyczy. W tym czasie w Ishinomaki wszystkie środki komunikacji i transportu zostały całkowicie unieruchomione. Nikt nie mógł opuścić miasta. Ludzie pracujący w urzędzie miasta gromadzili aktualne informacji dotyczące katastrofy, ale myślę, że byli po prostu niekompetentni, by skutecznie to czynić. Nie potrafili niczego zrobić, chyba że ktoś podsuwał im jakieś wskazówki.

Osoby pracujące w urzędzie miasta były więc całkowicie bezużyteczne. Wszyscy sądzili, że to ja będę się z nimi komunikował. Żywność i inne potrzebne rzeczy były przekazywane i rozdzielone między ludźmi. Urzędnicy miasta otrzymawszy dość dziwne wytyczne próbowali rozdzielać żywność przesadnie równo. Jednym z takich dziwnych zaleceń było to, że każda osoba miała otrzymać trzy plasterki tofu. Tak też i je podzieliliśmy, starając się unikać kłótni.

Zajmowałem się ludźmi w schronisku przez dwa lub trzy dni. Potem wydelegowano mężczyznę starszego ode mnie i z większym doświadczeniem, więc postanowiłem przekazać mu moje obowiązki.

Może około tygodnia po trzęsieniu ziemi poziom wody po tsunami nieznacznie się obniżył, mogliśmy więc docierać trochę dalej niż dzień wcześniej. W schronisku nadal nie było energii elektrycznej, nie mogliśmy oczywiście ani myć zębów, ani się kąpać. Około osiemnastej zapadał zmierzch. Jedyną rzeczą, jaką mogliśmy robić, było spanie.. Ale nawet jeśli zasnąłem, budziłem się już około 22 i nie potrafiłem ponownie zasnąć. Wiało nudą. W deszczowe dni  nie wychodziłem na zewnątrz, a w nocy i tak nie było nic, czym mogłem się zająć. Jedynie to, co mogłem robić, to jeść i pić. Przynajmniej miałem miejsce do spania.

Wyszedłem na zewnątrz zrobić szkic zniszczonego miasta, ale gdy rysowałem, źle się poczułem. Przemknęło mi przez myśl, że przez jakiś czas nie będę w stanie rysować. Wtedy pomyślałem, co mogę zrobić z resztą mojego życia? Co mogę zrobić, jeśli nie będę mógł rysować??

Czym się zajmę??

Pomyślałem, że to, czym będę się mógł zająć, będzie bez wątpienia związane z nauczaniem rysunku dzieci i młodzieży oraz zapewnieniem im ulgi psychicznej i psychologicznego wsparcia.

W tym czasie ponownie byłem w stanie korzystać z mojej komórki. Zadzwoniłem do mieszkającego w Tokio mego przyjaciela Tachibany i poprosiłem go o przysługę, by wysłał mi trochę materiałów i przyborów do rysowania. Niestety drogi wciąż były nieprzejezdne, więc nie było żadnej możliwości, by je przesłać.

Odbyliśmy spotkanie z kierownictwem schronisk i zaproponowałem własny pomysł na psychologiczne wsparcie dla dzieci. Jeden z przedstawicieli, pan Takahashi, stwierdził, że pomysł  bardzo mu się podoba. Postanowiłem zatem przystąpić do jego realizacji.

Zacząłem odwiedzać domy w pobliżu schroniska, które ocalały, i przedstawiałem mój projekt wraz z prośbą o pomoc w zbieraniu wszelkich niezbędnych materiałów, takich jak: papier, długopisy, kredki, itp. Poprosiłem również Ryoko, Yuki i Akari, by mi w tym pomogli. Zebraliśmy tyle, ile tylko było to możliwe.

Oczywiście pragnąłem rysować razem z dziećmi, które uczęszczały na moje warsztaty, ale na razie nie było to możliwe. Wszystko co mogłem zrobić w tym momencie, to rozpocząć zajęcia z dziećmi przebywającymi w schronisku.

W tym czasie ponownie zaczęła się ukazywać prasa codzienna, mieliśmy więc dostęp do informacji dotyczących ofiar katastrofy. Okazało się, że dwóch moich uczniów zginęło, a jeden zaginął. Była to dla mnie smutna wiadomość. Na liście osób, które zginęły, znalazłem również nazwisko przyjaciela, z którym uczęszczałem na lekcje kendo.

Ale z drugiej strony, dobrą wiadomością było to, że jeden z moich uczniów próbował się ze mną skontaktować, kiedy dowiedział się, że przeżyłem. Zdecydowałem się więc poświęcić swoje życie tym, którzy ocaleli. Może będę w stanie zmotywować ich do dalszego życia.

Właśnie tak spędzę moje życie. To będzie mój cel. Decyzja ta doprowadziło mnie do tego, czym się teraz zajmuję.

Moja misją jest zatem to, by ludzie z Ishinomaki, którzy przeżyli trzęsienie i tsunami nadal mogli żyć. Chcę, by żyli oni dla tych, co zginęli.

Po tym jak opowiedział mi tę historię, jak chce spędzić swoje życie, kontynuowaliśmy rozmowę przez telefon.

Obecnie w Ishinomaki nie ma pracy. Brak domów. Brak rodzin. Przyszłość rysuje się w ciemnych kolorach. Rada miasta o niczym nas nie informuje. Nie ma żadnej nadziei na przyszłość.

Zwykły człowiek jest bezsilny. Ludzie do końca nieustannie na coś czekają.. Myślą, że ktoś, rząd coś dla nich uczyni.

Mówiłem ci wcześniej, Tachibana, że napisałem w dość ostrym tonie list, prawda? Więc osoba, której dobrze nie znałem, poprosiła mnie o namalowanie dla niej obrazów.

“Maluj dla mnie, wyślę Ci sto płócien i niezbędne materiały – zaproponował. ” Nie ma mowy. Nie mam ochoty na malowanie i nie zamierzam tego robić. Absolutnie. Czy on wie, o co on prosił? Gdzie ja te płótna umieszczę? Gdzie mam malować? Nie chcę tym się teraz zajmować. Zacznę malować wtedy, kiedy znowu nabiorę ochoty. Nie potrzebuję jego zbyt nachalnej życzliwości.

Na razie nie wiemy w jakim stanie jest Ishinomaki. Wiemy natomiast to, że jesteśmy ofiarami katastrofy. Wszyscy są zaniepokojeni. I trzeba coś z tym zrobić.

W chwili obecnej urzędnicy miasta są całkowicie nieprzydatni. Oni są naprawdę okropni. Jeśli o mnie chodzi, w pewnym sensie jestem niezależny, więc funkcjonuję nieźle. Ale wciąż są ludzie wokół mnie, którzy myślą, że miasto nadal zamierza zrobić coś dla nich. Jakoś jednak trzeba im pomóc.

Pracownicy w urzędzie miasta zachowali swoje stanowiska. Otrzymają pensję, prawda? Ale wciąż słyszymy głupie uwagi w stylu: “Nie mamy siły roboczej!”.

Teraz dostawy przychodzą z całej Japonii. Ale otrzymujemy takie rzeczy, które nie są już potrzebne, są nieużyteczne. My potrzebujemy miejsc pracy, jedynie to może pomóc odbudować i siebie, i miasto. Chcemy pracować, ale nie możemy. Każdy myśli o pozostaniu w Ishinomaki. Nie prosimy o żadne dostawy. Chcemy po prostu pracy. Tak właśnie myślę.

Pomimo tego, urzędnicy przysłali nam kilku wolontariuszy. Co oni u licha zrobili do tej pory? – zastanawiałem się. Wciąż musimy się im kłaniać, okazywać wdzięczność i dawać do zrozumienia, że są przydatni. Nie mogę tego znieść, ale nie mam wyboru.

Dopiero na ósmy dzień po trzęsieniu ziemi miałem szansę wziąć kąpiel. Tak, to był prawdziwy luksus. Udało mi się pójść do domu mojej siostry w Akebono. Była to najmniej zniszczona część Ishinomaki. Dzielnica ta posiadała i prąd, i wodę. A zęby po raz pierwszy umyłem dopiero dziewięć dni po katastrofie. Mój przyjaciel przyznał, że dopiero wczoraj wykąpał się po raz pierwszy. A to już przecież ponad trzy tygodnie po tragedii!

Nazajutrz nie dało się ukryć, że byłem po kąpieli. Wszyscy znajomi ze schroniska od razu to dostrzegli. Zastanawiałem się też i nad zgoleniem brody, ale zrezygnowałem z tego, z pewnością nie umknęłoby to ich uwadze. I w ten sposób znalazłem się w centrum zainteresowania, każdy bowiem pytał mnie: “O, myłeś włosy?

Właśnie mijają dwa tygodnie jak nie piłem piwa. Już po pierwszej puszcze dostałem wypieków… ale smakowało wyśmienicie. Naprawdę się upiłem.

Podczas trzęsienia ziemi moje okulary zostały zniszczone. Byłem zmuszony więc do noszenia soczewek, które sprawiały duży kłopot, ponieważ były one jednodnorazowego użytku. Na drugi dzień zdałem sobie sprawę, że noszenie ich stawało się ryzykowne. Przez wiele dni musiałem radzić sobie bez nich. Dopiero 10 dni po trzęsieniu udało mi się pojechać do Sendai. Tam zamówiłem i otrzymałem nowe okulary.

Relacja spisana przez Kodomo Hinanjo Club.

Tłumaczenie: Lech Szeglowski

Sierpień 2015

Leave a comment